Niegrzeczne dzieci nie istnieją

„Niegrzeczne dzieci nie istnieją. Przynajmniej nigdy żadnego nie widziałam. A może ostatnio przestałam zauważać. Nie widziałam też „beznadziejnych” uczniów, gdy uczyłam w szkole . Dzieci często zachowują się w sposób, który nie spełnia naszych oczekiwań. Warto jednak zastanowić się z czego wynika takie zachowanie i dlaczego nam przeszkadza. Kiedy odpowiemy sobie na to pytanie, to dowiemy się wtedy dużo o sobie i o dziecku.

Niegrzeczne, czyli jakie?

Co to znaczy, że dziecko jest niegrzeczne? To pusty komunikat, który nie mówi dokładnie nic – szczególnie samemu dziecku. „Niegrzeczne”, czyli takie, które nie spełnia jakichś oczekiwań. Naszych, innych ludzi… W sumie tak jest nam łatwiej komunikować – używamy prostego i krótkiego komunikatu. Niestety ten komunikat jest jednocześnie pusty, a do tego jest etykietką, która rani.

Kiedy pada pytanie „czy moje dziecko jest grzeczne”, odpowiadam, że tak – jest spokojne. Domyślałam się, że pewnie o to chodzi osobie, która pyta. Nie przyszło mi do głowy pomyśleć o moim dziecku, że jest niegrzeczne, kiedy wspinało się na stół, czy parapet. Zakładałam, że robi to, żeby zrealizować jakąś potrzebę, chociaż wie, że my – rodzice – na stół nie wchodzimy. Za takim przekonaniem szło asekurowanie, poszukiwanie innego miejsca, gdzie mógłby się wspinać bezpiecznie, w bardziej sprzyjających warunkach i nie w miejscu, w którym jemy. Przecież od tego jesteśmy my – rodzice – żeby wspierać dziecko w rozwoju…

Nasz syn często robi różne rzeczy. I oczywiście – nie wszystkie nam się podobają albo pasują do idyllicznego obrazu „doskonałej rodziny”. Stół, biurko i ściany są popisane kredkami i długopisami, listwa przypodłogowa jest oderwana od pół roku, lampki choinkowe przeżyły dwa dni, równie krótko żyła jedna z myszek komputerowych…

Zakładamy, że taka destrukcja to nieodłączny element posiadania dzieci: nie będzie idealnie czysto. Będzie  za to dużo weselej. Nie namawiam do demolowania mieszkań, ale lepiej spojrzeć na to, co robią nasze dzieci łagodniej. Kiedy denerwują mnie takie sytuacje, staram się zastanowić, co jest dla mnie ważniejsze: dziecko czy szklanka, którą właśnie stłukło. Jeśli zależy mi na tym, żeby nie niszczyć jakiegoś przedmiotu – dbam o to, żeby był niedostępny i przypominam dziecku, dlaczego nie chcę, żeby ruszał tę rzecz.

Pomaga założenie, że cała ta „niegrzeczność”, niszczenie rzeczy, niesłychanie się i niespokojność nie jest celowa, ale to efekt poznawania świata i rozwoju dziecka. A kiedy dziecko niszczy rzeczy celowo, to dlatego, że nie zna innego sposobu na radzenie sobie z emocjami. W takiej sytuacji dobrze jest poszukać przyczyny takiego zachowania (co wywołuje złość?), nauczyć dziecko rozpoznawać to uczucie i zaproponować inny sposób rozładowania. Może darcie papieru albo intensywne rysowanie na kartce pomogą mu wyładować napięcie? Albo potrzebuje więcej ruchu na świeżym powietrzu?

Czy dziecko może manipulować?

Najpierw opiekujemy się noworodkiem, potem niemowlęciem – przez  długi czas pełnimy funkcję służebną, co może irytować, męczyć i sprawić, że zapomnimy o tym, że dziecko jest od nas całkowicie zależne. Płacze, żeby zakomunikować swoje potrzeby – wie, że zareagujemy na krzyk, bo nie ma innego sposobu komunikacji i potrzebuje naszej pomocy. Z drugiej strony – jest odrębna jednostką i nie musi spełniać naszych oczekiwań.

W takim momencie często pojawia się błędne przekonanie, że dziecko nami manipuluje i coś wymusza, a jeśli będziemy reagować na każde zawołanie – zacznie to wykorzystywać. Takie myśli wzmacnia często rodzina i znajomi, którzy mówią „nie noś, bo przyzwyczaisz”. Małe dziecko nie potrafi wymuszać ani terroryzować. Potrafi jedynie domagać się odpowiedzi na swoje potrzeby i powinniśmy mu w tym pomóc – niemowlę nie potrafi o siebie zadbać i jest całkowicie zdane na rodziców…

Dzieci mają różne temperamenty i potrzeby już od najmłodszych dni. Poza zaspokojeniem głodu, potrzebą snu, ciepła jest też potrzeba bezpieczeństwa i bliskości. Malutkie dzieci będą się jej domagać: są takie, które będą chciały wciąż być na rękach, przy rodzicu i jest to jak najbardziej naturalne…

Wielokrotnie powtarzana opinia, że reagując na każdy płacz czy krzyk rozpieszczamy dziecko i sprawimy, że będzie niesamodzielne, to mit. Jest odwrotnie: im bezpieczniej czuje się dziecko, gdy odpowiadamy na jego potrzeby, tym szybciej się usamodzielnia i wykształca bezpieczny styl przywiązania (to jest totalny mus, jeśli mówimy o niemowlętach, w przypadku starszych dzieci, oczywiście możemy już więcej tłumaczyć i mówić o naszych potrzebach).

Abstrahując od czynników indywidualnych (jedne dzieci są bardziej nieśmiałe i introwertyczne, a inne będą ekspresyjnie i towarzyskie) – im więcej dziecko dostane na początku, tym bardziej odważne i będzie w przyszłości. Wie przecież, że zawsze, kiedy będzie tego potrzebowało, może liczyć na pomoc. Więc nie ma powodu, żeby tym razem stało się inaczej.

Co z empatią – czy nie wychowamy egocentryka?

Czy dziecko, które tak dużo dostało będzie empatyczne i nie stanie się samolubne?

To obawa wielu rodziców, którzy boją się, że odpowiadając na potrzeby dziecka rozpuszczą je. Na te wątpliwości odpowiada Jasper Juula: Dzieci nie wiedzą, czego potrzebują. Wiedzą tylko, na co mają ochotę. Kiedy zatem ich zachcianki stają się kryterium dla rodziców, ich właściwe potrzeby nie zostają zaspokojone. Rozróżnienie potrzeb od zachcianek jest raczej proste: czym innym jest zakup kolejnego samochodziku, na który nas nie stać albo którego nie chcemy kupić, a czym innym – poświęcanie dziecku czasu czy odpowiadanie na jego potrzebę bliskości (którą mamy wszyscy, nie tylko niemowlęta). Jeśli dziecko nie będzie miało zasobów, nie będzie w stanie zachować się empatycznie w stosunku do innych…

Jak zadbać o swój komfort?

Oczywiście warto dbać o swoje granice: pokazywać dziecku, kiedy jesteśmy zmęczeni, albo nie mamy na coś ochoty. Wtedy uczy się, że potrzeby innych też należy szanować i że to normalny proces – tak samo my szanujemy potrzeby dziecka i jego granice. O tym też pisze Juul: często wbrew swojej woli ulegamy prośbom dziecka i obarczamy je za to winą. Mówimy „Nie dajesz mi nawet chwili spokoju”, zamiast wcześniej powiedzieć „Potrzebuję odpocząć, możemy pobawić się za chwilę?” Komunikaty są bardzo podobne, ale nie do końca: w drugim przypadku bierzemy odpowiedzialność za nasze odczucia i emocje i nie przerzucamy jej na dziecko.

Warto jednak pamiętać o tym, że to my jesteśmy dorośli, mamy więcej doświadczenia i potrafimy kontrolować swoje emocje. Trudno więc oczekiwać od malucha, który dopiero uczy się regulacji emocji tego samego, co od dorosłego. Poza tym zawsze dobrze być wyrozumiałym i łagodnym, bo miłością zdziałamy dużo więcej niż przymusem. Jeśli będziemy je wspierać na tym etapie, pozwolimy na swobodę wyrażania (oczywiście w formie akceptowalnej dla wszystkich), prędzej czy później zobaczymy efekty.

Każde dziecko jest inne – inne rzeczy sprawiają mu trudność, ma inne zainteresowania, a fazy wrażliwe następują w różnych momentach.

Autor: Asia Śmieszek-Raducha (Redakcja Tatento.pl)

Opracowanie: Jolanta Skorulska